Jak Liturgia Godzin nadaje strukturę i sens mojemu życiu

Valentina Marquez

Pierwszy raz zetknęłam się z Liturgią Godzin na rekolekcjach grupowych. Nie miałam o niej pojęcia, więc z trudem nadążałam za odpowiedziami, przekładając wstążki i strony w brewiarzu, próbując złapać rytm naprzemiennych wezwań. Choć na początku czułam się zagubiona, słowa psalmów, hymny i klimat wspólnoty od razu mnie wciągnęły.

Następnego dnia czekałam z ciekawością na kolejną modlitwę „godzin”, mimo że wciąż gubiłam się w książce. Z każdym dniem rekolekcji – i kolejnymi spotkaniami tego typu – coraz bardziej lubiłam ten rytuał. Ale dopiero rok temu zaczęłam go regularnie odmawiać.

Liturgia Godzin to oficjalna modlitwa Kościoła, którą odmawiamy razem z Chrystusem i do Niego. Ma swoje korzenie w wielowiekowej tradycji i uświęca dzień ciągłą modlitwą. Robią to regularnie księża, diakoni i zakonnicy, ale coraz więcej świeckich, w tym rodziny, też się w to angażuje. Składa się z pięciu „godzin” w ciągu dnia: porannej, dziennej (można ją odmawiać rano, w południe albo po południu), wieczornej, nocnej – czyli Komplety – i oficjum czytań. Każda ma swoje elementy, ale wszystkie opierają się na psalmach, fragmencie Pisma Świętego i wspólnych modlitwach.

Każda godzina zaczyna się od: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!” Potem jest hymn i psalmy – można je odmawiać razem w grupie, jak w chórze, albo samemu. Zawsze jest też kawałek Pisma Świętego i krótka responsoria do niego. Poranna, wieczorna i Kompleta mają kantyk, a inne godziny dodatkowe czytania, „Ojcze nasz” czy swoje specyficzne części. Na koniec każdej jest modlitwa, która zamyka całość i oddaje nas Bogu na resztę dnia czy nocy.

Latem zeszłego roku zauważyłam, że moja modlitwa zrobiła się jakaś bez życia i sucha. Chciałam znaleźć nowy sposób, żeby spotkać Boga. Wiedziałam, że jeśli mam się rozwijać i dawać radę w trudnych chwilach, potrzebuję wiary i modlitwy jako bazy. Szukałam czegoś stałego – nie tylko na momenty, kiedy mam czas i natchnienie, ale też na zabieganą codzienność, kiedy nie mam siły wymyślać. Postanowiłam spróbować Liturgii Godzin, zaczynając od Komplety. Od tamtej pory to dla mnie prawdziwa skała.

Dodanie tej modlitwy do życia pomogło mi w relacjach z bliskimi. Z czasem zaczęłam zapraszać innych, żeby się ze mną modlili, i to nas zbliżyło. Ktoś kiedyś nazwał Liturgię Godzin „uwalniającą strukturą” – i to prawda. Kończenie dnia modlitwą, oddając Bogu wszystko, co się działo, i siebie, kiedy kładę się spać, daje mi spokój. Jasne, lubię odmawiać inne godziny, kiedy mogę, ale nawet w najbardziej zwariowane dni wiem, że pogadam z Bogiem przed snem.

Czasem słowa Komplety budzą moją wyobraźnię – widzę Boga jako mocną twierdzę i bezpieczne miejsce. W dobre dni zachęcają mnie do dziękowania i podnoszą na duchu. W gorsze – pocieszają, kiedy czuję się na skraju przepaści. A jak mam duchową pustkę, psalmy dają mi gotowe słowa, kiedy sama nie wiem, co powiedzieć. To, że wszystko jest już napisane, zdejmuje ze mnie presję – wystarczy, że się pojawię. To solidny fundament.

Liturgia Godzin jest prosta w obsłudze – potrzebujesz tylko brewiarza albo telefon. Nauka korzystania z ksiąg może na początku być trudna, ale są aplikacje i broszury, które wszystko ułatwiają. Jeśli pięć modlitw dziennie brzmi jak za dużo, nie przejmuj się – to normalne, że na starcie wydaje się to wyzwaniem. Ja zaczęłam od jednej godziny i trzymam się jej. Dla mnie to Kompleta. Ma tygodniowy cykl – w każdy poniedziałek, wtorek itd. odmawiasz coś innego. Proste, a potem możesz powoli dodawać resztę.

Dzięki Liturgii Godzin odkryłam też wspólną modlitwę. Zawsze lubiłam samotne rozmyślania i rozmowy z Bogiem na spacerach. I choć to ważne, wiara żyje też we wspólnocie. Ta modlitwa dała mi szansę modlić się z innymi – na rekolekcjach z kumplami, w cichych porankach w kaplicy na kampusie czy nawet w górach Salwadoru z seminarzystami. Jako modlitwa Kościoła łączy ludzi z różnych środowisk i sytuacji. Czasem, jak nie czuję psalmów, myślę o tych, którzy mogą je przeżywać, i modlę się za nich.

Często modlę się sama, ale lubię mieć kogoś bliskiego do wspólnej Komplety. Każdej nocy, czy to na żywo, czy przez telefon, spotykamy się na modlitwie. Nie sądziliśmy, że to będzie nas trzymać przez tyle różnych momentów w życiu. Jak jest ciężko, daje nam słowa, kiedy sami nie wiemy, co powiedzieć. Łagodzi spory – między nami i z Bogiem. W radości mamy coś, czym możemy się podzielić. W natłoku pracy to chwila, żeby odetchnąć. A jak jedno z nas jest chore albo wykończone, drugie odmawia całość na głos – to jeden z najpiękniejszych sposobów, jakimi możemy się o siebie troszczyć.

Liturgia Godzin nie sprawiła, że moja modlitwa jest idealna. Nadal mam lepsze i gorsze dni – czasem coś z niej wynoszę, a czasem jest sucho. Moje podejście też nie jest perfekt – raz się skupiam, a raz lecę przez Kompletę, bo jestem zmęczona albo myślami gdzie indziej. Ale czasem jakiś wers mnie zatrzyma. Pojawi się nowy obraz Boga. Powtarzalność uspokaja, jak zaczynają się nerwy. Ta modlitwa dała mi nowy sposób na kontakt z Bogiem i ludźmi. Modlenie się z bliskimi to jedno z najfajniejszych rzeczy, jakie przeżyłam.

Jeśli szukasz czegoś, żeby ożywić swoją wiarę i modlitwę – samemu albo z kimś – spróbuj Liturgii Godzin. Przyzwyczajenie się do niej chwilę trwa, ale nie musisz być mistrzem. Zacznij. Wybierz jedną godzinę i się jej trzymaj. I wiedz, że się za ciebie modlę.

Za: https://outreach.faith/2025/04/how-liturgy-of-the-hours-gives-structure-and-meaning-to-all-seasons-of-life/